Seria Battlefield ostatnimi czasy nie ma lekko. Upraszczanie rozgrywki dla masowego odbiorcy, zanikanie wytartych przez lata schematów czy haniebne odcinanie kuponów na rzecz mikrotransakcji i płatnych DLC. Piąta odsłona z 2018 roku w pewnym stopniu rozczarowywała swoją polityką „gry-usługi”. Wydawać by się mogło, że nadejście dobrego BF-a to jedynie kwestia czasu. Cóż, czasy te jeszcze nie nadeszły, mimo że EA stara się zrobić wszystko, aby nowy Battlefield był grą właśnie dla Ciebie!
Battlefield 2042 to kolejna odsłona popularnej serii strzelanek od stajni EA DICE. Premiera konsol dziewiątej generacji (PS5 i Xbox Series S/X) w sporym stopniu odpięła swoje piętno na ich nowej produkcji, dając twórcom wolną rękę w przesunięciu granicy rozmachu przedstawianych bitew. Dlatego hasło reklamowe gry brzmi „Wojna Totalna”, co oznacza zwiększenie liczby graczy z klasycznych 64 do 128 jednocześnie na jednym serwerze. Jednak to nie koniec zmian, ponieważ nowy zarząd firmy zdecydował się pójść duchem czasu. Gra nie posiada kampanii jednoosobowej lub trybu kooperacji, a klasy żołnierzy przekształcono na… postacie rodem z hero schooter-ów. Jak widać dzieje się dużo i niekoniecznie dobrze.
Głównym daniem nowego „Pole Bitwy” jest tryb dla wielu graczy, który na pierwszy rzut oka wygląda znajomo. Dostajemy przyjemną strzelankę z responsywnym sterowaniem oraz satysfakcjonującym strzelaniem. Szybkie wymiany ognia w zamkniętych budynkach lub strzelaniny na dalsze odległości – niezależnie od naszego stylu gry, samotnego wilka lub ekstrawertycznego wyjadacza, zabawa pompuje adrenalinę i daje sporo radości. Pojazdy, niezmiennie jak za dawnych czasów, ponownie przenoszą akcję do walk w powietrzu i na lądzie: od ciężarówki, po ciężkie wozy opancerzone, aż na samolotach i helikopterach kończąc. Na brak różnorodności nie można narzekać.
Tryby rozgrywki to klasyka. Podbój z przejmowaniem flag czy szturm z podziałem na obrońców i atakujących, stanowią ikonę tej serii. Z pewnością nie wszystkim podoba się wrzucenie do kosza zapychaczy (pokroju trybu team deathmatch), chociaż dla mnie jest to zmiana na plus. Małe tryby nigdy nie oddawały najważniejszych walorów marki – starć na dużą skalę. Zmiana ta, o ile nie każdemu się spodoba, na pewno skupi graczy na klasycznych trybach, co ułatwi znalezienie osób chętnych do zabawy. Na tym etapie czytania recenzji wszystko może wydawać się być ok, jednak powody do narzekań są… poważne.
Co zaczęło mnie niepokoić w „Battlefield V” to złagodzenie progu wejścia do gry. Mam na myśli zarówno uproszczenie wielu znaczących mechanik, jak i próba równo-upolitycznienia produkcji. Mam uzasadnione wrażenie, że tutaj jest jeszcze gorzej. Z jednej strony nadal mamy jasny podział na dwie strony konfliktu: USA i Rosję. Nie zabrakło łączenia graczy w czteroosobowe drużyny, które pozwalają towarzyszom np. odradzać się koło siebie. Szkoda jedynie, że klas postaci tutaj nie ma – zamiast nich znajdziemy 8 żołnierzy, każdy ze swoim głosem i tekstami, każdy wyróżniający się swoim wyglądem oraz charakterem.
Nastoletnia latynoska z tekstem ”skopmy im tyłki” posiada jako zdolność wingsuit-a, który pozwala bohaterce szybko przemieszczać się na dalsze odległości. Inna postać to opancerzony tank, który może rozkładać tarczę dla siebie i swoich towarzyszy. Jeszcze inna to pani doktor mająca pistolet leczniczy. Coś takiego boli w serii, która od prawie 20 lat stawia na poważną prezentację klas z przypisanym wyposażeniem. Co więcej, naszych sojuszników nie rozpoznamy już po kolorze munduru, lecz za pomocą niebieskiej kropki znajdującej się nad ich głowami. Niezależnie od strony konfliktu nasi bohaterowie wyglądają identycznie – tak, tą samą latynoską możemy grać zarówno po stronie USA, jak i Rosji.
Tytuł na premierę oferuje 13 map – 7 w podstawowym BF 2042 oraz 6 na rzecz trybu Portal. Podstawowe siedem zostały stworzone z myślą o 128 graczach jednocześnie, więc są one domyślnie większe, niż było to do tej pory w poprzednich odsłonach serii. Niestety wszystko odbiło się kosztem jakości. Zimowa pustynia to inaczej kilometry równin i pagórków z wielkimi, często pustymi budynkami w kluczowych miejscach mapy. Piaskowa pustynia składa się z prostych modeli budynków rodem z „Bad Company 2” i – równie pustych – wieżowców, oddalonych od siebie o – a jakże – puste przestrzenie. Znajdziemy również miasto, które wydaje się być postawione z niemal identycznych drapaczy chmur i mało charakterystycznego parku na środku mapy. O ile mapy są różnorodne stylistycznie, o tyle ich wykonanie nie pozostawia żadnych złudzeń, jak dużo lepsze plansze były w poprzednich odsłonach serii. Model zniszczeń przeszedł uwstecznienie. Owszem dalej istnieje i pozwala na powalanie drzew lub niszczenie ścian budynków, jednak całość mocno straciła na swojej szczegółowości. Ściany rozpadają się w dużych segmentach, jak za 10-ciu laty w poczciwej „trójce”. Co gorsze, nie mają na swojej drodze żadnych elementów fizycznych, w które mógłby wejść w interakcję, ponieważ budynki są po prostu gołe. O formowaniu terenu można co najwyżej pomarzyć.
Przejdźmy do drugiego trybu gry – „Hazard Zone”. Ten jest ciekawym rozszerzeniem koncepcji drużynowego deathmatch z „Battlefield 3”. W walkach bierze udział 32 graczy (porozdzielanych w ośmiu czteroosobowych drużynach). Każdy z zespołów odradza się w innym miejscu na mapie, na której znajdują się kapsuły z dyskami danych. Naszym celem jest zebranie większej ilości dysków niż wrogie drużyny, przetransportowanie ich do strefy ewakuacji (puki nie upłynie czas na ucieczkę) oraz pozostanie przy życiu (śmierć jest permanentna). Zasady gry sprawiają, że każda rozgrywka ma w sobie nutkę tytułowego hazardu. Za zabójstwa i wykradzione dyski zdobywamy walutę, którą możemy wydać na ulepszenia wyposażenia na następną rundę. Pieniądze możemy równie stracić, jeżeli zakupimy ekwipunek i zginiemy w kolejnej grze. Wariant ten, mimo że nie brzmi odkrywczo, sprawdza się całkiem nieźle. Wymaga znacznie więcej planowania od chaotycznego trybu do 128 graczy, a wielkie mapy pozwalają na ustalanie taktyk i priorytetów. W ogólnym rozrachunku Hazard Zone wypada interesująco.
Weteranów serii być może zainteresuje tryb Battlefield Portal, który jest w stanie wywołać wiele sentymentalnych wspomnień. Na sześciu odświeżonych graficznie mapach dostajemy kolejno po dwie plansze z Battlefield: 1942, Bad Company 2 oraz „trójki”. Na pewno nie jeden gracz uśmiechnie się na widok starego dobrego „Arica” z BC2 lub kultowych „Kanały Nouszahr” z trzeciej części. Wszystkie mapy zostały zrobione na nowo z bardzo zadowalającą dbałością o szczegóły. Tryb gry, oprócz zabawy w klasycznym podboju lub szturmie, pozwala na wprowadzanie sporej ilości zmian. Administratorzy serwerów mogą np. wybrać maksymalną liczbę graczy (max. do 64), modyfikować sterowanie (np. usunąć bieganie na boki, inaczej strafe-owanie, podczas sprintu) czy łączyć różne epoki (co pozwala na walki, np. piechoty z BF 1942 na wojaków z BF 2042). Odświeżenie poprzednich części i wrzucenie ich do jednego trybu, wyszło grze na dobre.
Niestety uboga zawartość wyposażenia stanowi kolejny problem! Podstawowy tryb wieloosobowy umożliwia zdobywanie kolejnych poziomów, co jest normą w dzisiejszych szczelankach wieloosobowych. Tylko co z tego, skoro Battlefield 2042 oferuje zaledwie 22 bronie! Do tego dochodzi kilka modyfikacji do karabinów i pojazdów, 8 wspomnianych wcześniej klas, raptem 11 gadżetów i 5 granatów. Cóż, to by było na tyle. O dziwo tryb Portal dorzuca do tego zestawu aż 50 (!) odświeżonych pukawek i kilka gadżetów. Podstawowa zawartość gry pozostawia wiele do życzenia.
Tytuł daje wrażenie obcowania z tytułem ze średniej półki. O przeciętnych mapach i ubogiej zawartości rozpisałem się wyżej. Jednak brak możliwości wychylania się zza rogu czy ubogo wyglądające animacje są po prostu… dziwne. Przypomina mi to sprawę z Battlelogiem z BF3 na PC, który wymuszał korzystanie ze strony internetowej w przeglądarce zamiast menu głównego w grze. Tutaj nawet Battlelog nie istnieje, a przecież zdążył się przyjąć w kolejnych odsłonach serii. Grze brakuje tabeli wyników, która została zastąpiona… listą graczy. Nawet nie można zobaczyć pingu, abstrahując od dokonanych zabójstw lub zdobytych punktów. O przeglądarce serwerów też możemy zapomnieć, bo ta występuje jedynie w trybie Portal. Cała ta niskobudżetowość daje bardzo nieprzyjemne wrażenie ogrywania gry free-to-play, a przecież tytuł na konsolach nowej generacji kosztuje aż 350zł (bez sezon pass-a)! Niestety jest to srogie rozczarowanie.
Graficznie, jak przyzwyczaiło na EA, jest naprawdę ładnie. Pierwszorzędne efekty świetlne, wysokiej jakości tekstury oraz najróżniejsze efekty końcowe, dają przyjemne wrażenie. Nie jest to nic, czego nie było w dwóch poprzednich odsłonach serii, jednak oprawa video nadal wygląda świetnie na tle współczesnych produkcji. Udźwiękowienie również trzyma wysoki poziom, nawet jeżeli muzyka w tej części jest wyjątkowo nijaka. Apogeum zła, wręcz abominacją jest jednak polski dubbing! Z nieznanych mi przyczyn ten z odsłony na odsłonę jest coraz gorszy. Tak teatralnie czytanych i pozbawionych akcentujących emocje wulgaryzmów tekstów nie słyszałem już dawno.
Technicznie tytuł cierpi na kilka mankamentów. Optymalizacja co prawda daje radę, jednak inne błędy dają się dość często we znaki. Mam na myśli częste zawieszanie się gry, zepsute lobby wywalające graczy do menu po skończonym meczu oraz nieprecyzyjne celowanie z broni podczas patrzenia ze szczerbinki lub celownika. Ba, nawet sztuczna inteligencja w trybie Hazard Zone przypomina mi, czemu nazywamy ją „sztuczną” – takiej bandy kurczaków ze ściętymi głowami nie widziałem dawno. Technicznie tragedii nie ma, ale też nie jest dobrze.
Podsumowując. Battlefield 2042 to spore rozczarowanie. Gra odrzuca od siebie mało akceptowalnym wykonaniem, ubogą zwartością oraz bezpłciowymi rozwiązaniami. Na dużej promocji można spróbować dla trybu Portal, jednak czy będzie wtedy z kim grać? Mam szczerą nadzieję, że nie.
ZALETY:
+ Koncepcja Battlefield Portal
+ Przyjemny feeling gry
+ Klimat ogromnych starć
+ Wysokiej jakości oprawa graficzna
+ Tryb Hazard-Zone
WADY:
– Kiepsko zaprojektowane mapy
– Zbezczeszczenie zasad rozgrywki utartych od lat
– Uboga zawartość podstawowej gry
– Koszmarny polski dubbing
– Ogólna niskobudżetowość
– Słabe SI oraz błędy techniczne
OCENA: 5/10
