20 Minutes Till Dawn

Być może jest to kwestia gustu, ale „Vampire Survivors” – zeszłoroczny hit, który zapoczątkował mini-trend na shoot’em up’y roguelike 2D z odpieraniem fal wrogów – nigdy mnie nie wciągnął. Próbowałem go pokochać, umiłować czy polubić – niestety, bez skutku. Studio Flanne najwyraźniej miało co do ”Vampirków” podobne odczucia, bo wzięło pacjenta na stół operacyjny, dodało protezy i nauczyło chodzić, aż powstał „20 Minutes Till Dawn”. Czy jest to gra idealna w swoich założeniach?

20 Minutes Till Dawn to dwuwymiarowy shoot’em up w stylu roguelike stworzony przez studio Flanne. Pierwotnie gra ukazała się we wczesnym dostępie w maju zeszłego roku, czyli sześć miesięcy po debiucie bardzo dobrze przyjętego Vampire Survivors w wersji beta. Recenzowany tytuł nie jest jednak marnym klonem VS, lecz ambitną próbą nadania utartemu schematowi nowych mechanik i własnego charakteru. Zacznijmy więc od opisu mięska gry, czyli rozgrywki.

Zabawa polega na odpieraniu hord potworów przez tytułowe 20 minut. Domyślną formą walki jest korzystanie z wybranej przez nas broni, jednak – co wiedzą gracze zaznajomieni z Vampire Survivors – to ulepszanie postaci o nowe atrybuty stanowi fundament systemu walki. Zabite potwory upuszczają punkty doświadczenia, które podniesione z czasem level-ują naszą postać, co skutkuje możliwością wybrania jednego z pięciu perków. Może to być niemal wszystko, np. większe obrażenia zadawane przez dzierżoną broń, pociski wystrzeliwane w każdą stronę po przeładowaniu broni, ładująca się co jakiś czas bariera ochronna, piorun uderzający pobliskich przeciwników czy latający wokół nas duszek strzelający w losowych kierunkach.

Perków jest aż piętnaście, z czego każdy z nich można ulepszać o trzy dodatkowe atrybuty. W ten sposób nie dość, że możemy w klarowny sposób rozwijać nasze ulubione perki (każdy z nich jest jasno opisany i przedstawia przyszłe ulepszenia), to w dodatku mogą się nawzajem uzupełniać tworząc iście epickie mieszanki. Ogólnie rzecz biorąc, rozgrywka niesamowicie wciąga – patrzenie, jak z każdym nabitym poziomem nasza postać staje się coraz większym prze-koksem naprawdę satysfakcjonuje. Nowością w porównaniu do VS jest fakt, że nasz bohater potrafi także strzelać z broni, co dodatkowo angażuje gracza w rozgrywkę i wprowadza więcej taktyki (bo o ile perki najczęściej wystrzeliwują pociski w losowych kierunkach, o tyle kierunek, w jakim ma paść strzał z broni, nadajemy sami). Rozgrywka wciąga – angażuje i daje satysfakcje, co jest dużym atutem.

Standardowym trybem zabawy jest przetrwanie 20-minut, a gdy nam się to uda, odblokowujemy kolejną z trzech map. Każda posiada inną stylistykę, rodzaj potworów i odmiennych bossów. Bo tak, żeby nie było za łatwo, gra co kilka minut wysyła na nas bossa. Każdy z nich ma unikalny wygląd i wachlarz ciosów, choć jedno ich łączy – wszyscy mają potężny pasek zdrowia. Oczywiście bossowie występowali również w VS (więc nie jest to nowość), aczkolwiek są na tyle różnorodni i ciekawie zaprojektowani, że niejednokrotnie potrafią podkręcić tempo akcji.

Za każdą przeżytą sekundę i zabitego wroga, tytuł nagradza nas punktami ”waluty”, które możemy wydać na zakup nowych postaci, broni i ulepszeń. Bohaterów jest aż 12-stu, z czego każdy z nich posiada z góry określoną ilość serduszek i charakterystyczną umiejętność, np. możliwość robienia uniku prawym przyciskiem myszy czy zmienienie się w odpornego na obrażenia jelenia co 10 sekund. Uzbrojenie również jest najróżniejszej maści – pistolet, strzelba, SMG, miotacz ognia, kusza, miecz itd. Każda z nich ma jasno opisaną liczbę naboi, szybkostrzelność czy obrażenia; nie ma mowy o niedomówieniu.

Co ważne, pieniądze zbiera się naprawdę szybko, więc całą zawartość gry można odblokować raptem po 3-4 godzinach zabawy – to na plus. Jeżeli ktoś potrzebuje dodatkowej motywacji do grania w postaci marchewki na kiju, pozostają jeszcze umiejętności, które możemy kupować i ulepszać. Te są bardzo symboliczne (wprowadzają minimalne ułatwienia do zabawy, liczone wręcz w kilku procentach), lecz jest ich na tyle dużo, że odblokowanie wszystkich może zająć nawet kilka godzin grania. Progres jest szybki, odczuwalny i jasno opisany – ten element uznaję za plus.

Tytuł – co już ustaliliśmy – szybko wciąga, ale i niestety równie szybko potrafi znudzić. Jeżeli odblokujecie całą główną zawartość (mapy, bronie, postacie) i nie chcecie się ”bawić” w wydawanie punktów na wspomniane wyżej ulepszania, to w zasadzie przeszliście całą grę. Co prawda tytuł, poza standardowym trybem przetrwania 20-minut, posiada również dwie inne opcje zabawy: obronę bez końca i szybkie przetrwanie (10-minutowy wariant), jednak niestety są to jedynie proste kalki standardowego trybu. I też nie chce specjalnie krytykować długości gry, bo tytuł kosztuje grosze – zaledwie ok. 25 zł w dniu premiery! Jednak fajnie byłoby zobaczyć dodatkowe, jeszcze nie użyte w innych tego typu grach warianty rozgrywki, jak np. lokalny splitscreen czy tryb online. Być może z czasem twórcy dodadzą do gry tego typu rozgrywkę np. w formie płatnego DLC czy aktualizacji. Niemniej, brak urozmaiceń traktuję jako drobny minus.

Oprawę graficzną cechuje oszczędna paleta barw i styl przywodzący na myśl mitologię Cthulhu. Ogólnie, grafika jest przyzwoita – nie prezentuje nic ekstra, ale i też nie jest brzydka (a na pewno jest ładniejsza niż w Vampire Survivors). Niestety minimalistyczna oprawa często cierpi na swej niskiej czytelności, szczególnie w intensywnych momentach. W grze dominują odcienie szarości, z akcentami koloru białego i czerwonego. Niestety nasi sojusznicy mają identyczny kolor co wrogowie, wybuchy naszych czy wrogich pocisków również wyglądają tak samo, i w ogóle oprawa graficzna prezentuje się mało czytelnie.

Udźwiękowienie – jest, i tyle można o nim powiedzieć. W menu głównym i podczas gry usłyszymy mało ambitne brzdąkanie w postaci muzyki, a dźwięki (np. zbierania expa czy wystrzeliwania strzałów) są po prostu w porządku. Technicznie nie uświadczyłem jakichkolwiek problemów – gra działała płynnie, nie wywalała i nie karmiła mnie bugami. W Internecie można przeczytać o graczach, którzy mają problemem z płynnością w grze, jednak najpewniej jest to kwestia posiadania niedostatecznie mocnego komputera (może nie słabego, lecz niewystarczającego jak na grę napisaną w silniku Unity znanego z problemów ze stabilnością). I warto wspomnieć, że gra posada polską wersję językową, aczkolwiek ta nie obsługuje znaków diakrytycznych („ą”, „ę” itd.), dlatego polecam grać po angielsku – można uznać to za drobny minus.

Podsumowując. 20 Minutes Till Dawn zawiera niemal wszystko, co dało się ulepszyć lub dodać w Vampire Survivors. Lepsze jest niemal wszystko – rozgrywka oparta o czytelne perki i strzelanie z broni, rozbudowany i satysfakcjonujący stały progres czy ładna oprawa graficzna. Jeżeli szukacie alternatywy dla Vampirów w podobniej cenie, osobiście mocno polecam.

 

ZALETY:
+ Satysfakcjonująca, dopracowana rozgrywka
+ Dużo postaci i broni do odblokowania
+ Bossowie, z czego każdy z unikalnym pomysłem na siebie
+ Niska cena (zaledwie 25 zł na premierę)
+ Przyjemna oprawa wizualna…

WADY:
…która nierzadko jest mało czytelna
 Na dłuższą metę – brak urozmaiceń

OCENA: 8/10

One thought on “20 Minutes Till Dawn

  1. Gra zasługuje na uwagę, na pewno warta tych paru złotych. Świetna na krótkie przerwy (20 minut), tym bardziej że każde posiedzenie przybliża nas do odblokowania nowych postaci oraz broni. Plus należy się twórcom za komunikacje z community na discordie i długotrwałe wsparcie gry. Co do wydajności, na moim i5-7500 i GTX 1050ti można grać bez problemów. Obecnie łącznie z early access mam 15 godzin i jeszcze się nie nudzę. Polecam ^^

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *